Relacje z pielgrzymek trasami Camino Santiago członków i przyjaciół Bractwa św. Jakuba w Więcławicach Starych
Relacja i wskazówki z pielgrzymki odcinkiem Camino Frances w 2014 r.
udzielonych przez
Kazimierę Agnieszkę Orzechowską-Kowalską
z Bractwa św. Jakuba w Więcławicach Starych
na temat przebytego odcinka Camino Frances w 2014 r.
Mając krótki urlop zdecydowałam się wyruszyć na kolejne Camino de Santiago. Przecież wędrówka tą Drogą - to narkotyk. Kiedy nie idziesz, czegoś ci w życiu brakuje. Musisz tam być, na nowo poczuć smak zmęczenia, bólu, ale i radości kontemplując piękno Boga, który "stworzył niebo i ziemię". Kontakt z otaczającym światem ubogaca wewnętrznie, gdyż pokonując trudności fizyczne i duchowe wnosi w nasze życie nowe wartości.
Zdecydowałam się na powtórne przejście, choć krótkie Camino Francés. Trasa jest niewątpliwie piękna, z każdym stawianym krokiem mijany krajobraz ukazuje przenikanie się form naturalnych i kulturowych. Całą przestrzeń wypełniają ślady działalności Boga i ten "[…] świat jest jakby mapą, która wskazuje drogę do nieba…"(Jan Paweł II, 1993) Ale trasa ta pełna jest ludzi, którzy idą przed, z tyłu, obok ciebie radośni i gadatliwi, co utrudnia samotność i spokój w kontemplacji. O decyzji powrotu na tą trasę zadecydowało wspaniałe połączenie komunikacyjne. Wiadomo, że dla nas Polaków dojazd do jakiegokolwiek punktu startu, to sprawa trudna i kosztowna.
Mnie udało się idealnie. Rano o godzinie 7.45 wylot do Londynu, przerwa na odbiór bagażu i kawę, aby o 11.55 "pofrunąć" do Biarritz. Tu czekał na mnie przedstawiciel biura, które wprost z lotniska dowozi pielgrzymów do St. Jean Pied-de-Port. Usługa kosztuje nieco drożej niż podróż miejskim autobusem do Bayonne i potem przejazd koleją. W zależności od firmy 15 -16e (w busie musi być 8 osób, jak mniej to cena wzrasta). A chętnych do jazdy jest wielu. Warto nieco więcej zainwestować w podróż, aby szybko i wygodnie dojechać pod majestatyczne Pireneje. W Biurze Pielgrzyma w St. Jean Pied-de-Port byłam już o godz.16.30. Jechałam z firmą Burricot, ale jest także inna, która wozi pielgrzymów. Aby znaleźć wszelkie w tym względzie informacje - odsyłam na stronę internetową "Biarritz airport transfers and taxi" lub " expressbourricot".
Nie zamierzam opisywać trasy, którą pokonałam, bo przewodników i informacji w sieci jest wiele. Podzielę się moimi uwagami i nowinkami, które mogą się przydać osobom wyruszającym na Camino. Wędrując szlakiem francuskim podstawowe informacje czerpałam ze znanego większości "Przewodnika i Poradnika Pielgrzyma - Camino de Santiago" (autorzy: Z. Iwański, A. Kołaczkowski-Bochenek") W większości sprawdzały się w "realu". Ale niestety, nie zawsze.
Opuszczając St. Jean Pied-de-Port zdecydowałam się na trasę dłuższą i trudniejszą zwaną czasami "Drogą Napoleona". Dlaczego? Mając na uwadze całodzienną podróż i …własną kondycję, postanowiłam drogę do Roncesvalles pokonać w dwóch etapach, z noclegiem w schronisku Orisson (ok.10km) I tu pierwsza użyteczna informacją, jakiej nigdzie wcześniej nie znalazłam. Do schroniska, zgodnie z sugestią wspomnianego Przewodnika (jest tam numer telefonu) trudno jest się dodzwonić, ale można skontaktować się mailowo (trwa to kilka dni, ale odpowiedź nadejdzie; strona "refuge-orisson.com") Kiedy podałam termin przyjścia, odpowiedziano mi, że wszystkie miejsca są zajęte, ale…. i tu nowość - zaproponowano nocleg w "Karoya". Okazuje się, że jakieś 600m poniżej schroniska jest niewielkie refuge, gdzie nocleg kosztuje 15e (osoby, które wędrowały tą trasą może pamiętają niewielki głaz poniżej wspomnianego schroniska z tablicą szlaków pielgrzymich; obok niego, nieco od drogi znajduje się wspomniana "Karoya") W ostateczności, po dopłacie wylądowałam w schronisku Orisson, czego nie żałuję (koszt 30e - nocleg, wspaniały obiad, śniadanie). Cudowna atmosfera, wspólnota przy posiłkach i wzajemna autoprezentacja - wiadomo - będziemy się codziennie mijać w naszej dalszej drodze.
Wędrówka przez Pireneje - cudowna, bo dzięki pogodzie widoki zapierały dech w piersiach. Etap Roncesvalles - Zubiri zgadzał się z ogólnymi informacjami zawartymi w Przewodniku. Ale opis etapu z Zubiri do Larraosa?a zupełnie nie odpowiada prawdzie. W Zubiri planowałam nocleg. Ale kiedy tam dotarłam, zdecydowałam, że pójdę dalej. Piękna pogoda, w końcu to tylko 6km, i jak czytam "droga bez wzniesień i spadków; miły spacerek.."(str. 14) Oj, jak tego żałowałam!!!!! Po opuszczeniu "centrum" miasteczka zaczyna się niezłe podejście drogą asfaltową!!!, mając po lewej stronie dymiąca strefę przemysłową, a potem zejście w dół nierytmicznie ułożonymi schodami. Ale na tym nie koniec - jeszcze dwa razy trzeba było uzbierać siły na drogę, która pięła się w górę, a potem na zejście w dół. Może ostatnie 1,5km przed Larraosa?a to był spacerek. Dlatego osoby idące od Roncesvalles dalej do Villava - muszą przemyśleć całość etapu.
Pampeluna - to, co szczególnie należy podkreślić - wspaniałe oznakowanie miasta, można iść z zamkniętymi oczami (caminowicze wiedzą, jak czasami trudno przejść przez miejską aglomerację); polecam także podbić credencional na uniwersytecie, gdzie funkcjonuje Katedra Camino de Santiago, na której wykłady prowadzi wspaniały Ksiądz prof. dr hab. Piotr Roszak z Torunia. Jednak nie zostaję w mieście, które znam, wędruję do Cizur Menor. Są tu dwie albergue (nie jedna); polecam tą, która jest zaraz na wejściu do miasteczka po lewej stronie drogi. Umiejscowiona obok kościoła z potężną wieżą obronną, na której powiewa chorągiew z krzyżem maltańskim. Tania (5e ze śniadaniem), jest kuchnia i wspaniała atmosfera.
Dla chętnych, którzy chcą iść do Santa Maria de Eunate. W Muruzabal pojawiają się drogowskazy "Eunate", które odchodzą od głównej trasy prowadzącej do Obanos. Droga jest dobrze oznakowana, poza jednym miejscem. Zaraz po opuszczeniu miasteczka brak znaku - należy iść przed siebie szeroką, kamienistą płaską drogą, która wiedzie wśród pól. Sam obiekt, wzorowany na sanktuarium Grobu Pańskiego w Jerozolimie, to prawdziwa perełka. Położony samotnie wśród pól, na Drodze Aragońskiej zachwyca swą architekturą. Ośmioboczną budowlę zwieńczoną kopułą, otoczona kolumnowe obejście. Na bogato rzeźbionych kapitelach wspiera się arkada. Cisza dająca możliwość skupienia i modlitwy przed figurą Madonny z Dzieciątkiem. Od świątyni znaki prowadzą do drogi N6064. Tu pojawiają się dwa warianty dalszej trasy. Pierwszy prowadzi do Obanos - dla chcących nawiedzić to miasteczko (2km); drugi - wiedzie dalej drogą asfaltową (mało znaków, umieszczone są na metalowych zabezpieczeniach drogi). Po przejściu ok. 2km do trasy dochodzi Camino wiodące przez Obanos. A potem to już wprost do Puenta la Reina (zabytkowy most był we wrześniu w renowacji, Camino wiodło przez most współczesny).
Trasa omijająca Villamayor de Monjardin. Jakiś 1km za Irache pojawiają się dwie możliwości dalszej wędrówki. W prawo odchodzi opisywana w Przewodniku droga do Villamayor. Ja poszłam na wprost, drogą, która wiodła lasem, czasami było nieco w górę, to znów w dół. W dali, po prawej stronie majaczyła stożkowata góra z ruinami, a w dole Villamayor. Przyjemnie. Odległość od rozwidlenia drogi do Luquin (fajny bar), jest nieco dłuższa (ok.10km) od trasy do Villamayor (ok. 9km) Od Luquin do Los Arcos ok. 9km (w albergue Casa de Austria drogo, (3e) życzą sobie za bardzo skromnie!!! Śniadanie, atmosfera taka sobie, brak było pielgrzymiej wspólnoty)
Pochwała dla albergue w Ventosie, niezwykle sympatycznego, choć nieco drogiego (10e). W środku - "sklep" w lodówce. Dwa dobre bary z menu peregrini.
Dla osób chcących odejść "w bok" od Camino i zachwycić się wspaniałymi dziełami architektury, polecam San Millan de la Cogolla - Yuso i Suso. W tym zespole klasztorów, wpisanych na listę UNESCO, znaleziono najstarsze zapiski języka kastylijskiego (hiszpańskiego). Yuso, niewielki kościółek wzniesiony w miejscu pustelni św. Emilliana, z elementami mozarabskimi i Suso - obecnie muzeum, potężny kompleks dawnego klasztoru benedyktyńskiego. Odcinek do Najera pokonałam pieszo. Stąd, z moimi poznanymi w drodze przyjaciółmi, wzięliśmy taksówkę do San Millan. Zwiedzanie kompleksu zajęło nam ok. 3 godz. Potem znów taksówką pojechaliśmy do Santo Domingo de la Calzada. Impreza dla 1 osoby droga, ale po rozłożeniu na 4 osoby wyniosła 26e. Warto było wydać te pieniądze i nacieszyć oczy tym monumentalnym kompleksem położonym wśród gór.
Santo Domingo de la Calzada - wiadomo, z czego słynie. Legenda i żywe koguty. Ale w tym miasteczku jest jeszcze coś, o czym warto pamiętać. Przy głównym placu znajduje się restauracja Arcaya, gdzie zamawiając menu pelegrini możemy mówić w języku ….polskim!! Do tego miejsca zaprowadził mnie niewątpliwie św. Jakub. Przecież w miasteczku jest wiele restauracji i barów. Ale ja potupałam właśnie tam. Czy to nie dziwne? Właścicielką jest przesympatyczna Polka - Sylwia. Ugościła mnie staropolskim zwyczajem. Przy butelce wina gadałyśmy jak dwie stare znajome. Gdyby nie Jej obowiązki, pewnie rozmowa trwałaby do rana. Sylwio - dziękuję za te chwile!!! Mam nadzieję, że i inni rodacy trafią do Twojego królestwa i nikt nie wyjdzie z niego głodny.
Jeszcze o Belorado. Wylądowałam w albergue Corro. Sympatyczne, ale wcale nie ma wyposażenia kuchennego. Niby jest niewielka elektryczna kuchenka, ale nic poza tym (wbrew temu, co można przeczytać w Przewodniku). Owszem, można tu zjeść zarówno obiad, jak i śniadanie, ale trzeba za to zapłacić. Ale za to w kościele jest wspaniała msza dla pielgrzymów z błogosławieństwem.
Moją krótką wędrówkę zakończyłam w Burgos. Pewnie kiedyś trzeba będzie powrócić na tą trasę i zakończyć ją pokłonem przed św. Jakubem. Wspominam ją miło, bo mimo znacznej liczby wędrujących, było spokojnie i nikt nie gnał do kolejnego albergue. Może to kwestia wieku pielgrzymów - średnia wieku 55+, soczystych winogron, a może wspaniałej pogody, która towarzyszyła mi przez prawie cały czas (19.10-31.10). Na pewno przeżyłam ją inaczej niż w 2006 czy 2008 roku.
Kazimiera Agnieszka Orzechowska-Kowalska
Poniżej przedstawionych jest kilka zdjęć reprezentujących przebytą trasę